Minęło pięć lat od śmierci matki i do dziś nie może zapomnieć sytuacji, która miała miejsce podczas ich ostatniego spotkania. Siedziała na krześle z włosami zebranymi z tyłu głowy. Miała ciągle podkrążone oczy, więc wszyscy się do tego zdążyli przyzwyczaić. Obok niej siedziała jej siostrzenica, która często przychodziła do niej i wiedziała o wszystkich chorobach. Wiedziała też o sposobach leczenia. Zmęczona po pracy przychodziła do mieszkania, gdzie unosił się nieprzyjemny zapach. Za każdym razem matka zaczynała ją osądzać.

Właśnie takiej córki mi brakowało, Alicja - przeniosła wzrok na kobietę.

Co znowu? Co znowu zrobiłam źle? - Starała się odpowiedzieć spokojnie, ale już czuła, jak wzbiera w niej złość.

Ania opiekuje się mną, troszczy się, a ty?

Nie mogę rzucić pracy, przecież znasz moją sytuację, mam dzieci, mam mnóstwo wydatków, muszę płacić za czynsz. Co mam zrobić?

Chciała od razy wyjść z mieszkania. Po prostu są ludzie, którym chce się wypłakać, a inni są potrzebni tylko po to, żeby wyładować swoją złość. Córka była potrzebna właśnie do tego drugiego. Za każdym razem, gdy spotykała się z matką, ta zaczynała robić jej wyrzuty, że wyrosła na egoistkę. I że nigdy nie pomaga. Ale była do tego przyzwyczajona. Znała na pamięć wszystko co mówiła do niej matka.

Ania pomaga mi we wszystkim, znalazła również pielęgniarkę, która robi mi zastrzyki - zaczęła mówić do niej matka.

To cudownie, - córka stara się mówić spokojnie.

Oczywiście, gdyby nie ona, nie poradziłabym sobie.

W trakcie rozmowy zaczęła przekładać ręczniki rozrzucone na sofie. Próbowała na czymś się skupić. Ale nie bardzo jej się to udawało.

Jak się dzisiaj czujesz? - zapytała córka.

Ania natarła mi stopy maścią, już mnie tak nie bolą.

Rozumiem... - mamrotała jej córka w odpowiedzi.

Potem zaczęła opowiadać, że w nocy bolały ją nogi i plecy. Ania miała wolny dzień, więc przyszła do niej z samego rana. Alicja skinęła głową, ponieważ zdawała sobie sprawę, że nie może nic zrobić. Próbowała tylko udawać, że te wywary czynią cuda, po których jej matka z pewnością poczuje się lepiej. Ale po każdej chemioterapii nadzieja gasła.

Jeszcze nie tak dawno ta kobieta była zdrową i piękną, ciągle pracowała, pouczała innych. Jest to osoba o władczym typie osobowości. Uważała, że zawsze ma rację. Nie można było zmienić jej zdania. Rodzina była pewna, że w razie czego przyjdzie na ratunek i pomoże. Tylko córka nie zgadzała się z matką i próbowała bronić swojego zdania. Dlatego była traktowana właśnie w ten sposób.

Przypominano jej o popełnionych błędach przy pierwszej nadarzającej się okazji. Miała odwagę przeciwstawić się matce i nie słuchać jej. Teraz przed nią się znalazła dziwna, stara kobieta. Była przygarbiona, ale wciąż tkwiła w niej siła.

Jakiś czas temu matka wyjawiła tajemnicę - córka została adoptowana, więc ona nie była jej prawdziwą matką. Po prostu ją wychowywała. Najprawdopodobniej sądzono, że będzie niesamowicie wdzięczna i będzie ze wszystkim się zgadzała, jednak efekt był odwrotny. Kobieta zaczęła przypominać jak wyglądało jej życie. Spojrzała na świat innymi oczami. Jeśli wcześniej czuła tę niewidzialną nitkę, która łączyła ją z matką, to teraz już jej nie było. I nie chodziło o stopień pokrewieństwa - zaczęła czuć się jak ktoś obcy. Nie mogła pozbyć się tego uczucia.

Ania jest niczym moja własna córka, właśnie takiej córki potrzebuję - podsumowała matka.

W takim razie nie jesteś już moją matką, jeśli uważasz, że jestem złą córką, - krzyknęła i wyszła.

Od tamtego dnia minęło pięć lat. Matka odeszła. Ta córka stała przy nagrobku i szlochała. „Mamusiu, miałaś rację we wszystkim, naprawdę wyrosłam na samolubną osobę, nie pomagałam ci, choć byłaś czasem złośliwa, ale zawsze byłaś najbliższą osobą. Zawsze będę twoją córką. Jestem podobna do ciebie. Wybacz mi...”.

Główne zdjęcie: youtube