Dziewczyna mojego syna za bardzo koło niego latała, nie pozwalała mu nawet sprzątnąć talerza ze stołu. A teraz dzwoni do mnie i narzeka, że mąż przestał jej pomagać w domu. Jak mogę jej pomóc?
Mój były mąż nie był idealnym człowiekiem. Wciąż żyje i ma się dobrze, tylko zatruwa życie drugiej żonie, a nie mnie. Kilka lat z rzędu na próżno próbowałam jakoś dogadać się z moim małżonkiem, zaangażować go w prace domowe.
Ale on miał swoje stałe śpiewki: "Zmywanie naczyń, pranie, sprzątanie - to nie męskie sprawy", "Po pracy nie mogę nic zrobić, bo jestem zmęczony", "Po co mam w weekendy przykręcać półkę, skoro z kolegami umówiliśmy się na piwo?", i tak dalej.
Mój facet nigdy nie zawracał sobie głowy robieniem czegokolwiek ani w pracy, ani w domu. Nie potrafił nawet nalać sobie herbaty i odstawić kubków do zlewu. Tolerowałam to w milczeniu, dopóki nie zauważyłam, że mój syn Grzegorz zaczyna naśladować zachowanie ojca.
Przestał zbierać zabawki, grymasił, a nawet kilka razy na mnie warknął. W tym samym czasie mój mąż wyraźnie aprobował zachowanie swojego syna. To był mój ostateczny sygnał do rozwodu. O dziwo, były szybko znalazł kolejną ofiarę, która będzie mu służyć i w ciągu roku ponownie został ojcem. O moim i Grzesia istnieniu prawie zapomniał.
Mój syn oczywiście się tym martwił, a ja wręcz przeciwnie, westchnęłam z ulgą: niczego dobrego by go nie nauczył. Nie będę ukrywać, przez jakiś czas walczyłam z lenistwem syna i jego niechęcią do pomagania mi w domu. Ale potem nauczył się sprzątać swój pokój, myć podłogi, a nawet robić śniadanie. I tak, pod koniec drugiej klasy w końcu miałam w domu prawdziwego mężczyznę!
I kiedy dorósł doskonale wszystko pamiętał. Na studiach uczył swoich kolegów piec ciasta i gotować obiady. Facet marzenie! Po studiach mój syn zakochał się w pięknej dziewczynie Oli. Znałam jej rodziców, więc bardzo się ucieszyłam. To mądra dziewczyna, lubi tańczyć i gotować. Ale po ślubie tak wpadła w wir małżeńskiego życia, że zaczęła rozpieszczać mojego syna.
Chociaż jeszcze przed ślubem, jak młodzi byli u mnie na herbacie, a Grzegorz chciał sobie posłodzić i sięgnął po cukierniczkę to Ola go złapała za rękę, żeby zrobić to za niego. Wtedy zdałam sobie sprawę, że nic dobrego z tego nie wyjdzie.
Zanim dzieci wyszły, po cichu zatrzymałam na chwilę Ole i opowiedziałam jej, jak rozwiodłam się z mężem. „Kochanie, nie traktuj go jak dziecka. Przyzwyczai się i będziesz tego żałować. Uwierz mi, wiem, o czym mówię" - powiedziałam synowej.
Przytaknęła mi, ale zdałam sobie sprawę, że nie wszystko do niej trafiło. Po pewnym czasie dowiedziałam się, że po ślubie Grzegorz jadł tylko świeżo przygotowane obiady i kolacje i nigdy nie nakładał sobie jedzenia.
Patrzyłam na to z żalem, a nawet obrzydzeniem, ponieważ przez wiele lat wybijałam z syna te bezsensowne nawyki. Rozmowa z synową do niczego nie doprowadziła. Twierdziła, że rozpieszczanie swojego mężczyzny to sama przyjemność. Wszystko zmieniło się jednak, gdy Ola dowiedziała się, że spodziewa się dziecka.
Mdłości bardzo ją męczyły. Nie mogła karmić męża trzy razy dziennie, a on zaczął mieć do niej pretensje. Było coraz gorzej. Pod koniec drugiego tygodnia w domu zabrakło czystych koszul i talerzy.
Na prośbę Oli, by coś wyprał i pozmywał naczynia, Grzegorz odpowiedział boleśnie znajomą mi frazą: „To babskie zajęcie”. Po tym moja synowa zaczęła dzwonić do mnie ze łzami w oczach. Ale co mogę zrobić? Jak pomóc?
Kiedy Grzegorz mnie odwiedza spokojnie gotuje i sprząta po sobie. I nawet nie myśli o tym, żeby powiedzieć mi coś o "niemęskiej pracy". Więc to wszystko wina Oli. A kiedy mdłości jej przeszły to znowu wróciła do swoich starych nawyków. Szczerze mówiąc, jestem przerażona tym, co będzie dalej.
Najchętniej przemówiłabym im obojgu do rozumu, że obowiązki domowe są wspólnym problemem, synowa nie powinna grać idealnej żony, a mój syn nie powinien zachowywać się jak ostatni kretyn. Ale oboje są dorośli. Czy mam prawo ingerować w ich życie rodzinne?
Główne zdjęcie: plf