Dawid siedział na ławce i jadł drożdżówkę. Musiała być wczorajsza, bo brzegi były już prawie twarde jak kamień. Wiadomo, jak to jest, wszyscy chcą się pozbyć starego towaru. Ale głodnego mężczyzny to nie obchodziło.
Po prostu delektował się smakiem sera i myślał o życiu. Miejscowe gołębie bez mrugnięcia okiem obserwowały każdy jego ruch, na wypadek, gdyby chciał się podzielić. Ale Dawid nie zwracał na nie uwagi. Był głodny, mimo że nie mieszkał sam, ale z ukochaną żoną. Wkrótce zauważył w tłumie znajomą twarz. Jego teściową.
Teraz znowu zaczną się wyrzuty i oskarżenia, że jest złym mężem, nie umie zorganizować domu i w ogóle, po co się żenił, skoro przynosi mało pieniędzy do domu. Trzeba się pozbierać i dalej bronić.
- Cześć zięciu, nawet cię nie poznałam.
- Dzień dobry. Co słychać?
- A co ma być słychać? Czemu tu tak siedzisz jak kołek, czemu nie jesteś w domu? Ostatnio gadałam z Anią. Zaczęliście już ten remont? Najwyższa pora.
- Na remont potrzebne są pieniądze. To wcale nie takie łatwe.
- A co tak mielisz te drożdżówkę, żona cię nie karmi? Nonsens, Ania i ja cały czas wymieniamy się przepisami. Domowe jedzenie jest najzdrowsze.
Mężczyzna tylko się uśmiechnął i mruknął coś do siebie. Pozornie standardowa sytuacja znów popsuła mu humor.
- Nie wiem, może i umie. Tylko karmi męża jakimiś śmieciami. Więc siedzę tu i kończę moją drożdżówkę. Musiałaś ją źle nauczyć.
Mama Ani była zaskoczona. Na swój sposób kochała zięcia. Ale małżeństwo traktowała po staremu. Podobnie jak obowiązki męża i żony.
Zgodnie z jej zasadami, mężczyzna miał upolować zwierzę, a kobieta je przyrządzić. To było proste stwierdzenie faktu: jeśli ktoś zawiódł, trzeba było to potraktować poważnie.
- Jak to, co ty gadasz? Chodź, idziemy do domu, zobaczymy, o co chodzi.
Nie miał wyjścia. Zjadł już drożdżówkę, na zewnątrz robiło się ciemno, a do domu trzeba było wrócić. Jaka różnica czy z gośćmi czy nie.
Jeśli zwykła domowa kłótnia miała przerodzić się w awanturę, to niech tak będzie. Zmęczenie końcówką roku dawało się we znaki i nikomu nie chciało się kłócić o byle co.
10 minut później teściowa i zięć stanęli w progu dwupokojowego mieszkania w starym bloku. Drzwi otworzyła Ania, w szlafroku i z palcami rozłożonymi w różnych kierunkach. Robiła sobie paznokcie.
- Cześć, mamo. Co cię tu sprowadza?
- Cześć, Aniu. Przypadkowo spotkałam twojego męża. Poskarżył mi się na ciebie. Mówi, że w ogóle go nie karmią. Chociaż z takimi policzkami...
- Jezu Dawid, ile można, wchodź do środka! Jeszcze mamie się poskarżyłeś, zwariowałeś.
W kuchni panował porządek, można powiedzieć, że wręcz sterylny. Talerze stały na swoich miejscach, chochla wisiała na haczyku. Na kuchence stał wielki gar zupy. Czego jeszcze potrzeba do rodzinnego szczęścia?
- No właśnie, czego ci jeszcze potrzeba, zięciu? Zupa jest, jedz i nie narzekaj. A to co, pizza?
- Zamawiamy czasem pizzę. Jak już całkiem nie ma co jeść. A zupy sama spróbuj.
- No już skosztuję. Jaka kwaśna! Anno, proszę, wytłumacz mi, co to jest.
- Mamo. Jestem zmęczona. Co ja, kucharka, że mam ciągle gotować? Może chcę odpocząć. I można zamówić jedzenie z dostawą do domu. Nie wtrącaj się w nasze relacje, proszę.
- W porządku. Mówię przy zięciu. Nic nie robisz, siedzisz w domu. Tak czy inaczej, twój mąż przynosi do domu pieniądze, płaci rachunki, ubiera cię. I nie chcę go widzieć na ławce z drożdżówką w ustach. Nalej mi miskę zupy, niech będzie większa.
Ania, z miną skrajnego zaskoczenia, w milczeniu napełniła talerz. W pokoju aż zapachniało tym kwasem, ale nikt nie zwracał na to uwagi. Albo po prostu zdawał się tego nie zauważać.
- A teraz jedz.
- Mamo, no co ty. Nie chcę!
- Twój mąż też nie chce. I ja go rozumiem: po co przychodzić do domu, skoro tam cię nie karmią. Za twoje pieniądze. Jedz!
Po chwili zupa została wylana do toalety, a Ania, na usilne prośby matki, poszła do sklepu po zakupy. Dawid cały czas milczał. To była rozmowa matki z córką.
- Słuchaj. Rozumiem, że nie jest z nią łatwo. Ale ty wydajesz się być niezależny. Pracujesz i przynosisz pieniądze do domu. Ona może zająć się resztą. Jeśli nie nauczysz się zachowywać jak mężczyzna, rodzina nie ma sensu. Zrobiłam wszystko, co mogłam. A teraz zacznij radzić sobie sam z tą sytuacją.
W tym momencie Dawid pomyślał: okazuje się, że teściowa wcale nie jest taka zła. Ileż wysiłku kosztuje go użeranie się z żoną. Mnóstwo! A teściowa poradziła sobie z tym niemal natychmiast.
Jak to działa? Zagadka. Chyba trzeba będzie teraz częściej do niej dzwonić po radę.
No i zbliżają się jej urodziny. Trzeba pomyśleć o jakimś prezencie. Przyjaźń z mamą żony może być bardzo przydatna.
Główne zdjęcie: planet