W środku lata moje zdrowie niespodziewanie zaczęło szwankować. Nie jestem młoda, mam już 65 lat. Mój syn i jego żona odwiedzili mnie tego dnia. Gdyby się nie zorientowali, nie wiem, co by się ze mną stało. Wsadzili mnie do samochodu i zawieźli do szpitala w mieście.
Moja synowa obdzwoniła po drodze wszystkich znajomych lekarzy. W szpitalu zbadali mnie specjaliści i poprawiło mi się. Krewni Natalii są lekarzami, więc miałam szczęście. Polecili mi dobrą klinikę, w której zbadano mnie od stóp do głów. Wszystko było jak w bajce, dopóki nie wyzdrowiałam: prywatny pokój, mili lekarze i pyszne jedzenie.
Sprawa była poważna, ale ostatecznie wszystko skończyło się dobrze. Grześ i Natalia zapłacili za wszystko i zapewnili mi opiekę po wypisie. Natalka nawet uporządkowała mój dom, dzięki czemu wróciłam do czystego domu i czułam się dobrze. Kupili wszystkie niezbędne leki i wypełnili lodówkę po brzegi jedzeniem. Dzieci bardzo mi pomogły w tym trudnym okresie. Kto inny mógłby zająć się chorą staruszką?
Kiedy w końcu poczułam się lepiej, Natalia postanowiła poważnie przedyskutować nurtujące ją pytanie. Powiedziała: „Czas sporządzić już jakiś testament dla syna”. Poczułam się nieswojo, ponieważ mam jeszcze córkę, Michalinę.
Tymczasem synowa kontynuowała: "My, oczywiście, życzymy ci dożyć stu lat, ale wiesz, jak to bywa. Starość nie radość. Zdrowie się pogarsza. Bez znajomości i pieniędzy może być ci ciężko. Jeśli przepiszesz co trzeba Grzesiowi, to na pewno zapewnimy ci najlepszych specjalistów i zaopiekujemy się tobą tak, jak należy”.
Monolog Natalii dał mi do myślenia. Po raz pierwszy zostałam zmuszona do dokonania wyboru, o którym nawet nie myślałam, i jak się okazało, nadszedł czas. Mam dwójkę dzieci: Grzegorza i Michalinę. Grześ i Natalka nie są biedni, mają mieszkanie, nie mają dzieci.
Już kiedy się zaręczyli, to oznajmili, że nie planują potomstwa. A ponieważ w tym roku skończy już 40 lat, najprawdopodobniej ten temat jest już zamknięty. Michalina żyje znacznie skromniej, w dodatku ma dwójkę małych dzieci. Ona i jej mąż ledwo wiążą koniec z końcem, niedawno wzięli pożyczkę. Widzę, jak im ciężko, staram się przekazywać jedzenie i przetwory, a czasem dyskretnie wkładam pieniądze do kieszeni córki.
Sporządzenie testamentu
Natalia nie mogła skończyć swojej tyrady, zaczęła wypominać, że Michalina nigdy nie odwiedziła mnie w szpitalu, a oni zawsze byli przy mnie. Moja córka siedzi teraz z dwójką dzieci w domu, jak miała mnie odwiedzić? Nie wpuściliby jej z nimi na oddział. A poza tym, dzwoniła do mnie codziennie, pytając, jak się czuję.
Ale Natalia nalegała, mówiła, że trzeba przepisać wszystko komuś, kto się tobą zaopiekuje. Wkrótce poszliśmy do notariusza i zgodziłam się, aby to syn dostał moje dwupokojowe mieszkanie. Tylko, że on siedział i wpatrywał się w jeden punkt, podczas gdy moja synowa omawiała testament. Po tym już nigdy nie opuściła mnie myśl, że źle zrobiłam.
Zaczęły się wyrzuty sumienia, przecież kocham moje dzieci jednakowo, ale mój syn nie potrzebuje tego mieszkania. Wszystko zrobiłam na opak. Tydzień później sama poszłam do notariusza i przepisałam testament. Mieszkanie odziedziczy Michalina z dziećmi, im bardziej się przyda.
O zmianach w testamencie nikomu nie mówiłam, to będzie niespodzianka. A domek letniskowy za miastem dostanie Grzegorz z żoną. Jak nie będą chcieli tam wyjeżdżać w lecie to sprzedadzą. Chcę dożyć spokojnej starości bez tych podstępnych gier.
Każdy dostanie to, na co zasługuje. Tylko nad Grzesiem się zastanawiam, czy tak źle wychowałam syna, czy to wpływ synowej?". Strach myśleć, że dorosłe dzieci odwiedzają rodziców tylko ze względu na testament. A gdyby nie było mieszkania i domku za miastem, czy zostawiliby starszą kobietę samą?
Jedno jest pewne, należy postępować zgodnie z własnym sumieniem i nie iść na rękę chciwym ludziom.
Główne zdjęcie: planet