Moi rodzice i dziadkowie przyzwyczaili mnie do tego, by żyć zgodnie z zasadą „wszystko dla rodziny”. Najpierw kup to, co jest potrzebne do domu. Jeśli zostaną ci pieniądze, możesz kupić coś dla siebie. Ale mąż i dzieci są najważniejsi!
To właśnie ta zasada pomogła mi zbudować dom i wychować dwójkę dzieci. Razem z mężem zapewniliśmy im dobre wykształcenie i wzięliśmy na siebie koszty wesela. Nauczyłam się oszczędzać, dzięki czemu nigdy nie brakuje nam pieniędzy.
Nie jestem już młoda, w zeszłym roku skończyłam 55 lat. Ale dobrze pamiętam, że goście w domu sprawiali większą radość niż prezenty, które wręczali. Nikt nigdy nie robił z tego afery. Najważniejsze, że od serca! Pieniądze jako prezent nie wchodziły w grę.
Pamiętam zastawę stołową, którą dostałam od kolegów na trzydzieste urodziny. Zastawa stała w kredensie, na najbardziej widocznym miejscu! Nikt nie pił nawet herbaty z tych porcelanowych filiżanek.
Kiedy mąż mnie pytał, co kupić na urodziny czy na 8 marca, zawsze wybierałam tylko rzeczy potrzebne i przydatne. Mój mąż jest bardzo mądrym, rozsądnym człowiekiem. Albo da mi w prezencie odkurzacz, zestaw garnków, nowe żelazko czy patelnie. Dlaczego mam się nie ucieszyć z tego, czego używam na co dzień?
Jak powinna wyglądać dobra gospodyni?
Nie składuje niepotrzebnych rzeczy w domu. Staram się korzystać ze wszystkiego, co otrzymałam w prezencie. Dostałam na przykład perfumy w prezencie od siostry. Nie do końca mi się podobają, ale szkoda je wyrzucić. Raz w miesiącu mogę się nimi spryskać. Albo jeśli szminka, tusz do rzęs czy cokolwiek z ubrań nie przypadło do gustu mojej córce, to chętnie zabieram to dla siebie. Tu zmieniłam, tu uszyłam i voila, tak jakby nowa rzecz. Do tego nie trzeba wyrzucać pieniędzy w błoto.
U mnie nic się nie marnuje! Nawet jeśli konserwa mięsna jest z wybrzuszonym denkiem to wrzucam na patelnię i robię nadzienie do bułeczek. Wszyscy jedzą, wszystkim się podoba. Jeśli kompot zaczyna się psuć, to nie wylewam go. Rozcieńczam go wrzątkiem, trochę słodzę i nikt nawet nie zauważa różnicy.
Tak zostałam wychowana. Gospodyni domowa musi zrobić wszystko dla swojej rodziny. Dlatego mam zapasy na każdą okazję. Cukier i kaszę gryczaną, paczkę makaronu, mąkę i sól. Przyzwyczaiła mnie do tego babcia. Ona przeżyła wojnę i wie, jak to jest gdy nie ma jedzenia i jest bieda.
Egoistyczna synowa
Prawdopodobnie nie dogadywałyśmy się z Natalią z powodu różnych poglądów na temat tego, jak należy zajmować się domem i oszczędzać. To moja synowa. Natali. Lubi, gdy właśnie w ten sposób do niej się zwraca. Zachowuje się odpowiednio. Bez względu na to, ile pieniędzy daje jej mój syn, wszystko wydaje na siebie. Jest egoistką. Za każdym razem, gdy się widzimy, ma na sobie nowe ciuchy. Nowa spódnica, nowa torebka. Ma tyle kosmetyków, że mogłaby je sprzedawać na bazarze. Nie dba o pieniądze. Najważniejsze to mieć jeszcze więcej!
Tak wiele razy kłóciliśmy się z synem o tę panienkę. On oczywiście staje w obronie żony. Mówi, że Natalia pracuje, zatem ma pełne prawo wydawać pieniądze na swoje zachcianki. Ale ja wiem, że ona potrafi tylko gadać, a nie zajmować się obowiązkami. Kiedy odwiedzam syna, wszystko wygląda bardzo skromnie. Natalia nie lubi gotować. Woli zamówić jedzenie z restauracji. Jest leniwa!
Pewnego razu syn poprosił mnie o radę - co dać żonie na 25. urodziny. Chciał dać jej pieniądze, tak jak zawsze, ale go powstrzymałam. Znowu by wszystko wydała. Powiedziałam mu, żeby dał jej prezent, który jej się przyda. Dobrym pomysłem będzie robot kuchenny. Być może synowa zacznie więcej gotować, by mój syn nie był głodny.
Syn posłuchał mnie i wybrał drogi, elegancki robot kuchenny znanej marki. Ja bym skakała z radości pod sam sufit na widok tego urządzenia. Wyciska soki, kroi ziemniaki i ugniata ciasto. Z takim sprzętem gotowanie zajmowałoby mi minuty, a nie godziny. Jaka była reakcja u Natalii? Na przyjęciu urodzinowym urządziła aferę. Jednak wciąż czuję się zażenowana...
Pieniądze to nie wszystko
Synowa wcale się nie obraziła. Natalia była po prostu wściekła. Zabrakło jej sprytu i taktu, by nie kłócić się z mężem w obecności zaproszonych gości. Wszyscy goście przyszli do restauracji z prezentami. My z mężem również. Daliśmy jej kopertę z pieniędzmi. Nie wiem, czego jeszcze potrzebuje. Gdy tylko panienka rozpakowała prezent od męża, zrobiła się cała czerwona.
Zaczęła krzyczeć na całą restaurację: „Co to ma być? Sugerujesz, że nie potrafię gotować albo że powinnam zostać kucharką? Pewnie chciałeś dać to swojej mamie, prawda?”. Wtrąciłam się i powiedziałam, że chętnie bym przyjęła taki prezent. Moja synowa powiedziała jedynie: „proszę bardzo”, wręczyła mi pudełko i odeszła, stukając obcasami.
Syn natychmiast pobiegł za nią. I oto co zobaczyłam: wszyscy siedzieli przy stole i nie wiedzieli jak się zachować. Gapili się na siebie nawzajem. Nie mają pojęcia, czy to koniec przyjęcia, czy lepiej poczekać na solenizantkę i dobrze się bawić. Tylko ja siedziałam szczęśliwa. Otrzymałam wspaniały prezent i bardzo przydatną rzecz.
Rozmawiałyśmy o tym z siostrą, ale nie mogłyśmy dojść do porozumienia. Czy moja synowa miała prawo zachowywać się tak nieuprzejmie i obrażać męża? Być może wcale nie mam racji? Najwidoczniej potrzebuję pomocy w tej kwestii!