Kiedy częstujesz kogoś plastrem miodu, pierwsze pytanie po całej gamie emocji związanych z nieopisanym smakiem brzmi: „Co zrobić z woskiem? Połknąć czy wypluć?”.

Komórki woskowe wytwarzane są z tłuszczów o bardzo wysokiej masie cząsteczkowej i zawierają wiele złożonych tłuszczów, które mogą być strawione przez niewiele organizmów (jednym z nich jest ćma woskowa, dzięki której gniazda pszczół są czyszczone naturalnie).

Organizm ludzki nie jest w stanie wyprodukować enzymów które byłyby zdolne do rozkładu większości substancji tworzących wosk. Może strawić tylko część - są to rozpuszczalne w wodzie związki, które składają się na propolis (niewielka ilość pszczoły dodają do pokrywek podczas konserwowania miodu). Są to bardzo cenne związki - z nich pszczelarze wytwarzają osobny produkt - zabrus, zapobiegający przeziębieniom.

Po drugie, wosk jest dobrym adsorbentem. Może przynieść pozytywne efekty dla organizmu- przechodząc przez jelita wchłania niektóre szkodliwe substancje. Oczywiście nie jest tak skuteczny jak węgiel aktywny, ale mimo wszystko daje rezultaty. Kiedy żujemy wosk czyścimy też zęby. Tak, małe kawałki wosku nie szkodzą.

Niestety, wszystkie te pozytywne cechy wosku mogą być zniwelowane przez inne czynniki. Jeżeli pszczelarz używał antybiotyków do leczenia pszczół albo jeśli pola wokół pasieki zostały potraktowane pestycydami czy tez ule były ustawione wzdłuż autostrady lub obok zakładu przemysłowego wtedy wszystkie te szkodliwe substancje pozostaną w wosku i dostaną się do organizmu podczas żucia.

Ogólnie rzecz biorąc, wosk można żuć i połykać. Może być nawet użyteczny dla organizmu, pod jednym warunkiem, jeśli pasieka znajdowała się w ekologicznie czystym miejscu, a pszczelarz nie nadużywał chemikaliów do leczenia pszczół. Ale bez fanatyzmu. Zbyt dużo wosku nie jest dobre dla żołądka.

Dlatego większe kawałki lepiej wypluć.

Główne zdjęcie: google.com