Moja żona zawsze znajdowała powody do kłótni o byle co. Ja też nie jestem święty i mam swoje wady, ale takiego prania mózgu już nie mogłem wytrzymać. Nie było żadnych zdrad, po prostu po ludzku się nie dogadywaliśmy. W pewnym momencie miała do mnie pretensje nawet o to, że jestem zmęczony i chcę spać. Liczyła, ile czasu spędzam z synem odrabiając lekcje.

I stroiła miny, kiedy zabierałem go na jakieś fajne zajęcia i wydarzenia dla dzieci, a to była zabawa nie tylko dla syna, ale też dla mnie. Skarżyła się, że ja się z nim tylko bawię, a ona gra złego policjanta w wychowywaniu dziecka. Piotrek miał już 9 lat, więc przeprowadziłem z nim poważną rozmowę, tłumacząc, że mama i tata zawsze będą go kochać i zawsze będziemy jego rodzicami.

Pamiętam dzień, w którym odszedłem. Czułem wtedy, że podejmuję słuszną decyzję. Nie rozumieliśmy się z żoną. Zostawiłem wszystko co było w domu za sobą i po prostu odszedłem. Wynająłem mieszkanie w sąsiedztwie, żeby Piotruś mógł przyjeżdżać do mnie, kiedy tylko chce. Pozew o rozwód złożyła Ola, jakieś trzy miesiące później.

Przez jakiś czas dochodziłem do siebie po krzyku, hałasie, skargach, ograniczeniach, zakazach. To było jak wyjazd do sanatorium i zadbanie o swoje zdrowie. Pół roku przeleciało jak z bicza strzelił. I wtedy syn powiedział mi, że jakiś wujek przyjeżdża po mamę. Sam nie wiem co poczułem, z jednej strony nie przejmowałem się tym, ale z drugiej coś mnie niepokoiło.

Uznałem, że na mnie też już czas. Spotykałem się z kobietami po rozwodzie, ale nic z tego nie wychodziło na dłuższą metę. Chciałem się znowu ustatkować. I tak w moim życiu pojawiła się Maria. Młoda, zgrabna, bez bagażu. Nie rozstawiała mnie po kątach, więc myślałem, że tym razem wszystko będzie z górki.

Jako że już byłem żonaty, to ślub nie był dla mnie jakimś wielkim wydarzeniem, nie potrzebowałem fanfarów, więc wzięliśmy skromy ślub i podobało mi się spokojne życie z nią. Myślałem nawet o dzieciach. Może i niektóre rzeczy chciałem robić na złość byłej żonie, pokazać, że jestem szybszy, że już znalazłem kogoś spokojnego, kto się nie awanturuje.

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie była: Piotrek na treningu dostał piłką w nos. I właśnie wtedy zobaczyłem Olę po raz pierwszy po bardzo długim czasie, wcześniej tylko pisaliśmy i dzwoniliśmy do siebie. Wyglądała bardzo dobrze, właśnie taka pamiętam ją z czasów, kiedy jeszcze randkowaliśmy. Spokojnie ze mną rozmawiała. Mój samochód znów pachniał jej perfumami.

Z nosem Piotra wyszła dłuższa historia, trzeba było coś robić z przegrodą. Dużo czasu spędzałem więc z Olą, byłą żoną, raz z przyzwyczajenia wszedłem do domu, zdjąłem buty, postawiłem wodę na herbatę. Dopiero później, gdy nie mogłem znaleźć swojego kubka, uświadomiłem sobie, że tylko podwiozłem ich do domu.

Marysia była zupełnie inna niż Ola. Spokojna, ale czasem też zimna. Trudno poznać, co jej się podoba, a co nie. Nie pokazuje praktycznie żadnych emocji. Jest bardzo schludna, lubi porządek, lubi gotować, nigdy się nie kłócimy. Na sferę łóżkową też żadne z nas nie narzeka. Ale nie wygłupiała się ze mną, nie śmiała się, nie lubiła moich seriali.

Zacząłem zauważać, że moje nowe małżeństwo jest jak te drogie mieszkania z widokiem, które często pokazują w programach. Wydawało się wspaniałe, ale jakoś brakowało w nim czegoś prawdziwego. Łapałem się na tym, że często pisałem do Oli, chociaż tłumaczyłem to synem.

Tęskniłem. Po prostu tęskniłem za domem, za rodziną, za byłą żoną. Nie myślałem o tych wszystkich kłótniach i awanturach, myślałem, o tym co było dobre. Ola ma świetne poczucie humoru, rozumie mój sarkazm i zawsze lubiła się ze mną przekomarzać.

Odwiedzając syna i Olę, zapomniałem, że ona się z kimś spotyka. Aż tu pewnego razu, wpadłem na jej faceta. Był starszy ode mnie o jakieś pięć lat i niższy o dwie głowy.

Zagotowało się wtedy we mnie. Na jego "dzień dobry" oczywiście przytaknąłem, ale w środku buzowałem. Typ wyszedł z mojego mieszkania, spał w moim łóżku. Zrobiłem Oli wykład, na temat tego, że nie chce, aby ten facet przyjeżdżał do domu, gdzie mieszka mój syn.

Ola odpowiedziała: To może wolisz, żeby ja z Piotrkiem jeździła do jego domu? A może mam wysyłać Piotrka do ciebie za każdym razem, żeby spał między tobą, a Marią? Najpierw kup łóżko dla syna, a potem powiedz mi, z kim mam spać i gdzie.

Kłóciliśmy się, jakbyśmy dalej byli małżeństwem. Piotrek po prostu podszedł do drzwi swojego pokoju i zamknął je. Zostawił nas samych. Ola poszła do kuchni, zaczęła nalewać sobie herbatę na uspokojenie i mruczeć coś pod nosem. Poszedłem za nią.

I nie wiem jak i dlaczego, ale przytuliłem ją. I przycisnąłem swoje usta do jej szyi. Nie stawiała oporu, lekko westchnęła, po czym odwróciła się do mnie:

— Co ty robisz? Po co? Wynocha! Idź do swojej żony...

Wyszedłem. Wróciłem do siebie. I zrozumiałem, że mam totalnie przechlapane. W domu mam przecież żonę, która nic mi złego nie zrobiła, nie kłóci się ze mną.

I eks, za którą tęsknię, ale doprowadza mnie do szału swoim temperamentem.

Myślałem, że to minie. Odszedłem od Oli świadomie, chciałem tego. Dlaczego tak mnie do niej ciągnie, dlaczego tak bardzo chcę znów zobaczyć ją w mojej koszulce o poranku, dlaczego chcę, żeby podekscytowana czekała na nowy sezon naszego ulubionego serialu. Chcę po prostu wrócić do domu. Do mojego prawdziwego domu.

Główne zdjęcie: livethelife