Z mężem wzięliśmy ślub wcześnie, on miał 18 lat, a ja 21. Wyszłam za mąż w ciąży, a pół roku później urodziłam dwie piękne dziewczynki.

Było mu ciężko, pracował na dwa etaty, żeby jakoś nas utrzymać. Po urlopie macierzyńskim ja też poszłam do pracy, a dziewczynki wysłaliśmy do żłobka. Oboje ciężko pracowaliśmy, żeby dzieciom niczego nie brakowało. Ja dostałam awans, moje zarobki znacznie wzrosły, ale mąż nadal pracował w fabryce.

Tak minęło nam 16 lat, dziewczyny podrosły, a my w kółko praca i praca. W całym tym zamieszaniu na początku nie zauważyłam, że mąż stał się bardziej zdystansowany, przesiadywał w pracy dniami i nocami, a potem, kiedy zmienił pracę potrafił pracować całą dobę. Czasem nawet w weekendy. Ale ja tak bardzo mu ufałam, że nigdy nie wyobrażałam sobie, że na moją rodzinę spadnie nieszczęście. Z jakiegoś powodu intuicja podpowiedziała mi, żeby sprawdzić jego telefon, choć nigdy mnie do tego nie ciągnęło. I ni stąd ni zowąd, zdrada.

Doszło do konfrontacji, on nawet nie zaprzeczył, od razu wyznał, że spotkał swoją ukochaną z liceum na zjeździe klasowym i jakoś tak wyszło. Mój świat stanął do góry nogami. W przypływie chwili, oczywiście, powiedziałam wiele rzeczy i wyrzuciłam go z domu. Pakował się przez dwa tygodnie, potem pojechał do mamy.

Złożyłam pozew o rozwód, rozwiedliśmy się. Przyjeżdżał do swoich dzieci, choć nigdy nie zdobył się na rozmowę z nimi. Jak mogłam, tłumaczyłam im, dlaczego tata odszedł, próbowałam załagodzić sytuację, obwiniałam się przed dziećmi, że nie poświęcałam tacie czasu z powodu pracy. Ale dziewczynki same wyciągnęły wnioski i przestały z nim rozmawiać. Próbowałam naprawić ich stosunki, wymyśliliśmy dla nich wspólne spędzanie czasu - kino, wypady na ryby, wycieczki na wieś. Wydawało się, że sprawy się uspokoiły, on i ja też się pogodziliśmy, dzieci pojechały na wakacje do babci, zaczął się miesiąc miodowy, choć on nigdy nie wrócił do rodziny, nadal mieszkał z matką.

I wtedy zaszłam w ciążę. Nie potrafię opisać słowami, co przeżywałam, gdy mu o tym powiedziałam, ale efekt był taki, że zostałam sama z trójką dzieci, a on nadal mieszkał z mamą, chodził do swojej szkolnej ukochanej i nie interesował się swoimi dziećmi. Ta jego dziewczyna też była ciekawa, musiałam z nią porozmawiać i stwierdziła, że to, że będziemy mieć trzecie dziecko nic dla niej nie zmienia, nadal będzie budować z nim relację.

Urodziłam syna i na złość postawiłam kreskę w nazwisku ojca w akcie urodzenia i zabroniłam mojemu byłemu mężowi zbliżać się do niego. Przyszedł tylko popatrzeć na syna jak wyszłam ze szpitala, popatrzył 10 minut i wyszedł. Nigdy więcej go nie widzieliśmy. Nie kontaktuje się z dziećmi, choć wysyła dziewczynkom pieniądze. One nie wybaczyły mu drugiej zdrady. A ja żyję jak w piekle, niby moje hormony się uspokoiły, syn ma 4 miesiące i wszystko jest u nas dobrze, ale czasem atakuje mnie taki ból, jakby nie minęło 1,5 roku, jakby wszystko wydarzyło się wczoraj.

Główne zdjęcie: youtube