Bardzo często czytam tego typu wyznania i nigdy nie myślałam, że sama coś takiego napiszę. Mój temat jest stary jak świat - zdrada. W życiu bym nie pomyślała, że coś takiego spotka moją rodzinę, ale każda tak mówi, prawda? Ufałam mojemu mężowi, uważałam go za najlepszego przyjaciela, partnera, męża, ojca. Ale zacznę od początku.

Poznaliśmy się nieco ponad 6 lat temu, zaloty, kwiaty, prezenty, nie rozstawaliśmy się ani na chwilę, mówił, że jestem kobietą jego marzeń, nazywał mnie swoją żoną przy obcych ludziach. Zazdrościłam sama sobie, dobrze zarabiający facet, 35 lat, bez dzieci, bez żony, ja sama miałam 30 lat, oczywiście, że wpadłam w te sidła. Po 2 tygodniach zaczęliśmy mieszkać razem, najpierw u mnie, potem wprowadziliśmy się do niego. Od razu powiedział, że chce mieć rodzinę i dziecko, i jakoś od razu zaczęliśmy działać w tym kierunku.

Ciąża nie była nam pisana tak szybko, musiałam się leczyć, ale półtora roku później urodził się mój syn. Mąż bardzo przeżywał ciążę i narodziny dziecka, bardzo chciał mieć syna, trochę mi pomagał, ale przede wszystkim pracował, miał własną firmę i nasze obowiązki zostały podzielone: on zarabia, a ja zajmuję się domem i dzieckiem.

Moje życie zostało wywrócone do góry nogami. Nagle zniknęła moja ulubiona praca, cały czas spędzałam z dzieckiem, ale mąż dobrze zarabia, więc o inne rzeczy nie musiałam się martwić. Mały sporo chorował, a to kolki, a to ząbki, nic w tym nadzwyczajnego, a mój mąż chodził spać do innego pokoju, żeby się wyspać. I ta okoliczność trwała przez 4 lata, na początku było to wygodne przy dziecku, a potem weszło w nawyk.

Żyło nam się bardzo dobrze, niczego nie potrzebowaliśmy, jeździliśmy na wakacje, dogadywaliśmy się, żartowaliśmy. Mąż zawsze był w domu, nie miał znajomych i nie pił. Życie intymne, oczywiście, stało się bardziej mechaniczne. Ale na początku naszego związku nie wyróżniał się czułością ani żarliwością, kochaliśmy się zawsze szybko. Mąż zaczął jednak sugerować, że czas na pracę, przynajmniej dla siebie, na kontakty towarzyskie, bo odizolowałam się tylko w domu. Próbowałam wrócić do starej pracy, ale już mi nie odpowiadała, trzeba było być na każde zawołanie, a jako matka z dzieckiem, nie mogłam sobie na to pozwolić. Klientów przybywało, a ja chciałam podzielić swoją uwagę między pracę i dziecko, a nie zniknąć z domu na cały dzień i wieczór. Zaczęłam więc szukać, ale trudno było znaleźć coś, co mi się podobało, byłam już poniekąd przyzwyczajona do wydawania dużych kwot (siłownia, kosmetyczka, salony), a zarobki wszędzie były niskie i jak mówiłam o nich mężowi to śmiał się pod nosem, że chcę pracować za takie pieniądze. Posłuchałam go i dalej szukałam czegoś innego, potem zrezygnowałam z prób.

Nasz związek zaczął się trochę ochładzać, mąż zaczął mówić, że się poniżam i nie rozwijam, chociaż dużo czytałam, pysznie gotowałam, dom był czysty, dzieckiem zajmowałam się sama, a on po pracy tylko leżał przed telewizorem. Nie miałam w nim żadnego wsparcia, ale nadal mu ufałam i uważałam, że jest najlepszy. Zaczął żartować, że może lepiej by mu było, gdyby mieszkał sam, że powinniśmy się rozwieść, a ja wtedy śmiałam się razem z nim, bo myślałam, że tylko żartujemy. Nie wiem w jakim amoku byłam, że w głowie nie zadzwonił mi alarm.

No i przyszły kłopoty, klasyka gatunku - jego podwładna. Sprawa była banalna, pomyszkowałam w jego telefonie i zobaczyłam takie wiadomości, które wywróciły cały mój świat do góry nogami. Wyrzuciłam go od razu, ale nie odszedł, ani pierwszego dnia, ani drugiego, potem próbowaliśmy rozmawiać, on wszystkiemu zaprzeczał i znów obracał to w żart, że niby pisali SMS-y dla żartu. Byłam zestresowana i codziennie brałam środki na uspokojenie i jakoś uwierzyłam w to wszystko, ale drążyłam dalej i zaczęłam dowiadywać się więcej szczegółów. I w końcu otworzyły mi się oczy. Ta dziewczyna pisze do niego i namawia go ciągle do rozwodu, mówi, że nie będzie z nim bez rozwodu, on obiecuje jej rozwód, ale w domu nie porusza takich tematów i powiedział, że został w rodzinie ze względu na dziecko, mnie nie kocha od dawna. Ale kiedy ja go o to pytam, to upiera się, że przestał z nią pisać. Powiedziałam mu, że nie dam mu rozwodu i nie zostawię mojego dziecka bez ojca, mimo że mówi, że będzie go codziennie odwiedzał, ale ja nie wierzę w takie bajki.

Co teraz? Po półtora miesiąca tego piekła, w którym żyję, mój stan wewnętrzny jest bardzo podkopany, moje nerwy są na granicy wytrzymałości, już rozumiem, że nie mam wyjścia. On ani razu nie przeprosił mnie za to co zrobił, a swoją kochankę jak najbardziej, napisał do niej, że przeprasza, że wciągnął ją w to wszystko.

Nie potrafię znaleźć wyjścia z tej sytuacji, ręce mi opadły całkowicie, przestałam szukać pracy, nie chcę robić nic. Chcę go mieć blisko siebie, tak jakbym nie wyobrażała sobie bez niego życia, choć w głębi duszy wiem, że jest kłamcą, zdrajcą i nie jest godny mojej uwagi i smutku. Świat się po prostu zawalił i tylko dziecko jakoś mnie w tym świecie trzyma.

Może ktoś zna jakieś skuteczne sposoby na wyjście z tego stanu, jak się otrząsnąć i iść dalej z podniesioną głową, a nie ranami w sercu?

Główne zdjęcie: youtube