- Kuba, nie słyszysz? Dzwonek do drzwi! - Teresa przestała mieszać farsz, a w mieszkaniu znowu rozdzwonił się dzwonek. - Kuba! Głuchy jesteś? Otwórz drzwi!
- No słyszę, słyszę. - Chudy nastolatek w potarganych dżinsach i rozciągniętej koszulce, rzucił niezadowolone spojrzenie na matkę, która robiła mielone, i powłóczył nogami do drzwi. Wrócił po chwili i mruknął:
- To do ciebie. - I zniknął w swoim pokoju.
- Kto tam? - Teresa umyła ręce, wyszła z kuchni z ręcznikiem w rękach i wpadła na sąsiadkę Natalię.
- Dzień dobry. Pani do mnie? Coś się stało? - zapytała niespokojnie, przyglądając się twarzy staruszki.
Na pierwszy rzut oka wydawała się w porządku.
- Cześć, Teresko. Nic się nie stało. A raczej stało się, ale dobrze. Popatrz. - Wyciągnęła ze szkolnego zeszytu złożoną na cztery kartkę.
- Co to jest? - Teresa zapytała. - Chodźmy do kuchni.
- Mój syn Przemek przysłał mi list. Zaczęłam go czytać, a litery zamazały mi się przed oczami. Nie widzę zbyt dobrze. Boję się, że źle zrozumiem, że przegapię coś ważnego. Przeczytaj mi list Teresko. - Natalia poszła za Teresą do kuchni, usiadła przy stole i znów wyciągnęła list, patrząc błagalnie na Teresę.
Zauważyła talerz z mielonym mięsem, mąkę rozsypaną na desce do krojenia. - Och, ja chyba nie w porę. Może wpadnę innym razem? - Zapytała nieśmiało, ponownie przyciskając list do piersi.
- Coś ty, kotlety mogą poczekać. List rzeczywiście może być ważny. Twój syn rzadko do ciebie pisze. - Teresa przetarła ściereczką stół przed swoim gościem, żeby upewnić się, że nie pobrudzi cennego listu.
- Masz rację. - Natalia rozchmurzyła się, wręczając kartkę z powrotem Teresie. - Nie napisał do mnie od lat, ani linijki. Przeczytaj, Teresko, masz młode, bystre oczy.
Teresa rozłożyła kartkę i zaczęła czytać:
„Droga mamo. Przepraszam, że tak długo nie pisałem. Mam dużo pracy. Wracam do domu zmęczony na śmierć..."
Teresa przerwała, zerkając na Natalię. Ta siedziała z półprzymkniętymi oczami i kiwała głową, niczym nauczycielka, która słucha odpowiedzi ucznia przy tablicy, upewniając się, że nie umknęło jej żadne słowo.
"Czasami nie ma skąd wysłać listu. Nic mi nie jest..." Im dalej czytała list, tym bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że nie jest on prawdziwy. Ile lat miał Przemek? Nie więcej niż pięćdziesiąt. I przez te wszystkie lata nie mógł znaleźć dla matki bardziej szczerych i ciepłych słów. Czy można pisać do matki, że jest zamęczony na śmierć. Tak to i zawału można dostać.
Teresa nigdy go nie widziała. Wprowadzili się do domu dziesięć lat temu. Do tego czasu syn Natalii rozwiódł się z żoną i wyjechał na Północ. Nigdy nie wrócił, nie napisał listu do matki.
Sąsiedzi z podwórka chwalili się swoimi wnukami. Przed świętami kilka razy dziennie chodzili do sklepu, szykując się na przyjęcie drogich gości. Jedni opowiadali o synowej, inni o synu pijaku. Tylko sama Natalia milczała. Nie miała o kim opowiadać. Była sama. Nie nakrywała świątecznego stołu, nie spotkała się z synem i jego rodziną. W końcu otrzymała długo oczekiwany list.
Teresa skończyła list, złożyła go i podała Natalii.
- Wszystko się unormuje i Przemek przyjedzie. A mnie nikt nie uwierzył. - Natalia położyła kartkę na stole i przejechała po niej ręką, rozkładając ją.
- To dobrze. Cieszę się z tego powodu. Przyjdź napisać swoją odpowiedź. Ja albo Kuba ci pomożemy. - zaproponowała Teresa.
- Nie mam mu za bardzo o czym pisać. To nie będzie długi list. Mogę to zrobić sama. - Natalia odpowiedziała nieco zmieszana. - Dziękuję, nie będę dłużej przeszkadzać. Pójdę już.
- Może zaczekasz na kotlety? Zostało tylko usmażyć. - Teresa pospieszyła do kuchenki i włączyła palnik pod patelnią.
Natalia zawahała się przez chwilę.
- Nie, nie chcę przeszkadzać. Jakby co to przyjdę jeszcze raz? - zapytała i pospieszyła do przedpokoju.
Teresa smażyła mielone i wciąż myślała o liście. Zwykle przychodziły w kopercie, nawet jeśli były już otwarte. A pismo jest duże, w miarę równe. Zarówno litery jej męża, jak i Kuby są małe i nieczytelne. Syn mojej sąsiadki jest pracowity, powinien pisać pospiesznie i niechlujnie. Ale wyglądało to tak, jakby każda litera była sumiennie wypisana. Czy Natalia sama napisała ten list? - takie przeczucie obudziło się u Teresy.
"Nie daj Boże, żeby wychowała syna, pochowała męża i została zupełnie sama. Czy to możliwe, że serce Przemka było z kamienia? Gdyby tylko go spotkać. Powiedziałabym mu, że pieniądze pieniędzmi, ale nie wolno zapominać o matce. Pewnie jest dobrze odżywiony, dobrze ubrany, jeździ porządnym samochodem. Matka, jak wszyscy emeryci, zacznie w liście narzekać na małą emeryturę, podpowiadać, żeby syn jej pomógł. Dlatego on do niej nie pisze. Usmażę kilka kotletów i zaniosę jej parę. Zapytam o adres. On nie pisze, więc dlaczego ona nie napisała pierwsza? To dziwne."
Ale przyleciał Kuba i rzucił się na mielone. Potem wrócił z pracy jej mąż i było już za późno, żeby iść do sąsiadki. Trzy tygodnie później Natalia wróciła z dokładnie takim samym złożonym listem. I znowu bez koperty.
- List od syna? Pozwól mi go przeczytać, na wypadek, gdyby chciał wpaść. - Teresa starała się, żeby to zabrzmiało szczerze.
Teresa czytała i coraz bardziej przekonywała się, że Natalia pisze do siebie. Napisała to, o czym marzyła. Że jej syn się ożenił. Że jego żona była dobra i miła. Że ich córka ma siedem lat i jesienią pójdzie do szkoły. Nazywali ją Natalka, po matce. Tęskniła... Ale Teresa nie dała po sobie poznać, że odkryła spryt sąsiadki.
Natalia słuchała, kręcąc głową, jakby sprawdzała lekcję, której nauczyła się na pamięć. „Pisze do siebie i wierzy w list od syna. Może rzeczywiście zdarzy się cud, syn usłyszy matkę, napisze lub przyjdzie. Nie na darmo mądrzy ludzie mówią, że myśl jest materialna. Niech sobie będzie, skoro sprawia jej to przyjemność” - zdecydowała Teresa.
Tak więc Natalia przychodziła czytać swoje listy z godną pozazdroszczenia regularnością. Ale odpowiedzi pisała sama. Przychodziła więc czytać, żeby dać znać sąsiadom, że jej syn żyje i ma się dobrze, że pamięta o matce i wkrótce wróci. Na wspomnienie o wnuczce Natalce, babcia Natalia zapłakała. „Może sama w to uwierzyła?” - dziwiła się Teresa.
Minął miesiąc. Natalia nie wróciła z nowym listem. Teresa próbowała sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz widziała ją na podwórku. Nie mogła. Pośpieszyła do domu sąsiadki. Dzwoniła kilka razy, nasłuchując, przyciskając ucho do drzwi. Na pewno Natalia nie wyszła na długo. Zawsze chodziła do sklepu rano. Czy zasnęła przed telewizorem? Ale zza drzwi nie dobiegał żaden dźwięk.
Teresa zadzwoniła po pomoc. Ostrzeżono ją, że jeśli wezwanie okaże się fałszywe, będzie musiała zapłacić karę. Ale tak się zdenerwowała, bojąc się o życie sąsiadki, że nalegała, aby przyjechali i otworzyli drzwi do mieszkania.
Przyjechali, drzwi zostały otwarte. Pierwsi do mieszkania weszli ratownicy medyczni. Teresa wyjrzała zza postawnego ratownika. Zobaczyła leżącą na podłodze sąsiadkę i aż sapnęła. Natalia żyła, oczy miała zamglone, nie ruszała się.
Kiedy ratownicy wykonywali swoją pracę, Teresa szybko zaczęła zbierać jakieś rzeczy do szpitala.
- Proszę poszukać dokumentów - poprosił ratownik.
Teresa znalazła paszport, rachunki za media i inne dokumenty, ale nigdzie nie znalazła kopert z listów. A papiery, które przyniosła jej sąsiadka do przeczytania, leżały w zgrabnej kupce na półce z filiżankami.
Odprowadziła nosze z Natalią do karetki. Krzyknęła, że jutro przyjdzie do szpitala, gdy kierowca zamykał drzwi. Natalia zostawiła u niej klucze do mieszkania, jakby coś jeszcze było potrzebne.
Następnego dnia odwiedziła sąsiadkę w szpitalu i rozmawiała z lekarzem prowadzącym. Powiedział, że miała wylew i sprawa nie wygląda za dobrze.
- Proszę powiadomić krewnych. Niech przyjdą. Jeśli przeżyje, nie będzie mogła mieszkać sama.
Teresa znów poszła do mieszkania sąsiadki i szukała adresów ewentualnych krewnych. Nie znalazła nic.
- Może schowała koperty gdzieś indziej. Listy są w widocznym miejscu - skarżyła się wieczorem mężowi.
- Może. Listy pewnie czytała parę razy. Chociaż koperty mogą być schowane tak daleko, że za nic nie znajdziesz - powiedział jej mąż.
- Po co je ponownie czytać, skoro sama je napisała. Jej syn od ponad dziesięciu lat nie pisał do matki ani jej nie odwiedzał. - Teresa zastanawiała się. - Grzesiu, mam pomysł. Listy są fałszywe, można jej też fałszywego syna podstawić. Dużo cię widziała? Jeśli nie podejdziesz za blisko... Poza tym słabo widzi. Może umrze i nie zobaczy swojego syna.
- Zwariowałaś? Nie będę synem i nie pójdę do szpitala, żeby ją zobaczyć. Ale wymyśliłaś. - Mąż naskoczył.
Ale Teresa go prosiła i prosiła.
- Ona nawet nie mówi, umiera. Przywitasz się tylko i to wszystko. Lekarz powiedział, że ważne jest, aby mieć rodzinę w pobliżu.
Tak też się stało. Grzegorz zarzucił płaszcz na ramiona i od razu zrobił wrażenie wielkiego. Jest oczywiście dużo młodszy od Przemka, ale broda dodaje mu nieco wieku. Może zobaczy syna i poprawi jej się humor. Przynajmniej łatwiej będzie umrzeć. Nie ma innego wyjścia. Nie zdążą znaleźć prawdziwego Przemka. I nie wiadomo, czy by przyszedł, czy nie.
Grzegorz wszedł do pokoju, a Teresa czekała na niego w korytarzu. Ale bardzo szybko wybiegł na korytarz, jego oczy rozszerzyły się z przerażenia i krzyknął:
- Halo! Ona... Ona zmarła!
Na oddział biegli już pielęgniarka i lekarz.
- Co się stało? - Teresa wtuliła się w Grzegorza. - Co jej powiedziałeś?
- Nic jej nie powiedziałem. Miałem tylko czas, żeby się przywitać. Sam tego nie rozumiałem. Spojrzała na mnie, coś mruknęła, westchnęła i... Nie trzeba było tego robić. Dlaczego się na to zgodziłem?
Teresa obwiniała się o śmierć Natalii. Mówią, że droga do piekła wybrukowana jest dobrymi intencjami. Najwidoczniej zauważyła, że to nie on.
- Albo cieszyła się, że jej syn wreszcie przyjechał do matki. - Grzegorz zacisnął szczękę. - Nie obwiniaj się. Lekarz ostrzegał, że jest źle. Gdybym tylko mógł zobaczyć tego Przemka, miałbym dla niego kilka słów.
Po pogrzebie, Teresa nakryła do stołu w mieszkaniu Natalii. Przyszli sąsiedzi, którzy znali ją od dawna. Cicha, niepozorna, nieszkodliwa - tyle mogli o niej powiedzieć sąsiedzi. Dali jej godne pożegnanie. Bez jej syna.
- W następny weekend pojedziemy wszyscy razem do moich rodziców, a potem do twoich - powiedział Grzegorz.
A Kuba już nie marudził, przechodząc obok kuchni do swojego pokoju, tylko usiadł przy stole i opowiedział Teresie o szkole, zostawiając za sobą gry komputerowe.
"Przychodzi taki moment, kiedy dzieci, same stając się rodzicami, odczuwają potrzebę poznania swoich korzeni, ale groby nie odpowiadają. Nigdy." Frederic Beigbeder
Główne zdjęcie: youtube