Wczoraj siedzieliśmy na ławce z naszą sąsiadką Marią, a ona rzewnie płakała. Mówi, że jest jej smutno, że chciałaby iść do domu opieki. Poddać się dobrowolnie. A wszystko przez słowa córki.
Wychowywała córkę sama, bez męża. Wcześnie owdowiała, a potem wszystko musiała ciągnąć sama. Trzeba wspomnieć, że córka Marii wyrosła na kapryśną i rozpieszczoną dziewczynę.
Od dzieciństwa przyzwyczaiła się do tego, że matka wszystko za nią robi. Oddawała ostatni grosz, ale kupowała córce wszystko, o co poprosiła. Ubierała ją jak lalkę. A żeby mieć za co rozpieszczać córkę i z czego żyć, harowała dzień i noc. Czasami pracowała na dwie zmiany w fabryce. W tamtym czasie nie musiała myśleć o mieszkaniu. Miała przydzielone lokum pracownicze. Ale czasy się zmieniły. Nikt już nie rozdaje mieszkań. Teraz samemu trzeba pracować i oszczędzać na własne mieszkanie.
Córka Marii, dorosła, skończyła studia i wyszła za mąż.
Rodzice jej męża mają duży dom poza miastem, ale młodzi nie chcieli tam mieszkać i zaczęli wynajmować mieszkanie w centrum miasta.
Maria też miała mieszkanie w centrum, ale nie dogadywali się z zięciem. No i nie oszukujmy się, młodzi nie chcą mieszkać z rodzicami. Oni chcą żyć według własnych zasad, a my, starsi, mamy swoje przyzwyczajenia i rutynę. Po co sobie nawzajem przeszkadzać?
Tym bardziej, że teraz można wziąć kredyt na mieszkanie. Najważniejsze jest, aby zaoszczędzić na wkład własny, a potem spłacać regularnie raty. To lepsze niż włóczenie się po cudzych mieszkaniach.
O tym, jak dawali nam mieszkania można już zapomnieć. Dlatego muszą ciężko pracować i bez względu na to, jak trudne to może być, muszą kupić własne mieszkanie.
Co więcej, oboje pracują i zarabiają wcale nie gorzej od innych. Tyle znajomych już kupiło tak mieszkanie.
Ale nie, nie mogą zaoszczędzić. Najpierw pierwsza ciąża, potem druga. Wydają dużo pieniędzy na pieluchy i mleko. Teraz młodzi ludzie nie chcą zawracać sobie głowy praniem pieluch czy robieniem kaszek.
Najlepiej kupić gotowe w sklepie, przecież dziecko i tak to zje. Pielucha założona, zdjęta, wyrzucona, założona nowa. Czysto, sucho i nie trzeba się męczyć z praniem. Żyć nie umierać.
A po co było się spieszyć z dziećmi?
Można było najpierw stanąć na nogi, załatwić mieszkanie. A potem zająć się dziećmi. Ale nie, oni zaczęli rodzić jedno po drugim.
Córka Marii chce, żeby dzieci trochę podrosły zanim się zestarzeją. Oboje z mężem są jedynakami.
Może i ma rację. Dwójce zawsze razem raźniej, mają w sobie wsparcie i mogą na siebie liczyć całe życie. I pomagają swoim rodzicom. I nie wyrosną takie rozwydrzone, jak moja córka, mówi Maria.
Dzieci to radość. Ale jakoś ludziom z dziećmi udaje się oszczędzać. Ale oni oczywiście nie dają rady.
Nie rozumiem, dlaczego? Jak się nie ma własnego mieszkania, to można jakoś zaoszczędzić, lepiej nosić tę samą kurtkę przez kilka zim, a zaoszczędzić dodatkowy grosz na mieszkanie. Dokładnie tak kiedyś robiliśmy. Ale młodzi ludzie są teraz inni. Potrzebują wszystkiego na już. Nie są przyzwyczajeni do oszczędzania na swoje cele i marzenia.
I jedzą jak króle. Nie trzeba wydawać tyle pieniędzy na surowe ryby i inne rarytasy. Kupują tony słodyczy dla swoich dzieci. Co z nich za pożytek? To tylko strata pieniędzy, nic więcej. No i dom pełen zabawek. Niczego nie brakuje. Kiedyś radziliśmy sobie z kilkoma samochodzikami i kilkoma lalkami. Ale już nie. Codziennie wychodzą nowe kolekcje i serie. Dzieci potrzebują wszystkiego, chcą wszystkiego.
A rodzice robią wszystko, żeby wszystko kupić.
A córka Marii sama jest rozpieszczona, uwielbia dobre kosmetyki, ubiera się w markowe ubrania. Oni też żyją ponad stan. Po co kupować tyle rzeczy? Kiedy ona nawet nie ma czasu ich nosić. Potem wychodzi z mody i potrzebuje nowego swetra lub kurtki. Wyrzuca je lub oddaje do kontenerów. Ile pieniędzy wyrzucają?
Latem zawsze wyjeżdżają na wakacje do Turcji. Dzieci muszą odpocząć nad morzem. A oni sami, jak widać, potrzebują odpoczynku od pracy.
Rozumiem, wakacje. Ale dlaczego nie można wyjechać gdzieś na wieś? I odłożyć trochę pieniędzy.
A tyle ile wydali na tę swoją Turcję co rok to już by zebrali na małą kawalerkę. Małe mieszkanko, ale swoje własne. A tak przenoszą się z miejsca na miejsce i wydają pieniądze. I nie mają własnego kąta.
A tu Maria płacze. Przyszła córka, znowu zaczęły rozmawiać o mieszkaniu. I córka w końcu powiedziała co jej chodzi po głowie: "Po co kupować mieszkanie, oni sobie radzą w wynajętym. Żyją sobie przyjemnie, jeżdżą na wakacje, jedzą, co chcą, ubierają się w drogie ubrania. A potem, jak mówią i tak dostaną mieszkania. Ona i jej mąż są jedynymi dziećmi swoich rodziców.
Maria obraziła się. Co to znaczy, że siedzą i czekają, aż dostaną mieszkania w spadku? Jej córka, oczywiście, później przeprosiła za to, że tak to sformułowała. Cóż, kiedyś i tak je dostaną. A po co im potem tyle mieszkań?
Myślę, że jej córka ma rację i nie ma nic złego w tym, co powiedziała. Ale mimo wszystko nieprzyjemnie to usłyszeć, tak mówi Maria. Teraz, kiedy jej córka dzwoni i pyta, jak się czuje, Maria jest zaniepokojona. Myśli, że pewnie czekają, aż spakuje walizki i się wyprowadzi albo jej stan zdrowia się pogorszy.
Główne zdjęcie: zerkalo.cc