Richardowi Avedonowi udało się pokazać aktorkę taką, jaką nikt nie widział.

W urodziny legendarnej aktorki przypominamy historię jednego zdjęcia.

foto: elle.ru

Teraz wszyscy znamy tę historię – piękna kobieta o tragicznym losie, w którym było miejsce na wzloty i upadki, zdrady, narkotyki i straty. Ale 60 lat temu, w 1957 roku, kiedy zrobiono to zdjęcie, Marilyn Monroe nie dawała powodu, by użalać się nad sobą. „Tańczyła, śpiewała, flirtowała ze wszystkimi, - wspominał później fotograf Richard Avedon o spotkaniu z aktorką w swoim studiu na Madison Avenue,- robiła to, co robiła najlepiej. Norma Jeane zagrała rolę Marilyn Monroe”. Ale w pewnym momencie aktorka usiadła w kącie studia, niczym obrażone dziecko i zapatrzyła się w pustkę. „Nigdy nie zacząłbym fotografować bez jej zgody, - powiedział Avedon, - ale włączyłem aparat i nie miała nic przeciwko temu”.

Tak pojawiło się nie najsłynniejsze, ale z pewnością najbardziej tajemnicze ujęcie z Marilyn. Fotograf Vic Munitz powiedział, że Richardowi Avedonowi udało się uchwycić nie Monroe, ale samą Normę Jeane, osobowość, którą aktorka ukryła jako niezręczne wspomnienie niezbyt efektownej przeszłości. Filozof semiotyczny Roland Barthes przeanalizował tę kratkę jako tekst lub dzieło sztuki - stwierdził, że w obrazie jest co najmniej dziesięć ukrytych znaczeń, a na ostatnim poziomie widoczna jest sama śmierć. Sześćdziesiąt lat później to ujęcie jest równie imponujące – ukazuje nie aktorkę, ale Madonnę, przeżywającą głęboką stratę. To nie jest efektowna ikona popu z plakatu Andy'ego Warhola, ale żywa osoba, melancholijna bohaterka, którą Marilyn Monroe ukrywała przed resztą świata.

Główne zdjęcie: google.com