Od dziecka zniechęciłam się do obchodzenia uroczystości. Przyprowadzano mnie na rodzinne uczty do domu krewnych. Wokół stołu pełnego smakołyków zbierała się grupa 15-20 osób. Kobiety pilnowały, żeby wszyscy mieli wystarczającą ilość sztućców, a mężczyźni z uśmiechem sięgali po butelki i zaczynali opowiadać dowcipy i spierać się o politykę.
Jednak mówimy o latach 90. W tamtych czasach jedyną rzeczą, której ludzie mogli się rozkoszować, były pyszne, wyszukane posiłki.
Przy czym wydawać by się mogło, że te czasy już minęły i nie ma potrzeby imponować nikomu wielkością swojego osobistego święta.
Ale teraz widzę zupełnie co innego.
Na przykład młode matki rywalizują o to, kto lepiej zorganizuje urodziny swoich dzieci. Przy czym każda z nich stara się prześcignąć drugą. Animatorzy, restauracje, gwiazdy, drogie prezenty. Dziecko nie potrzebuje tego wszystkiego, ale rodzice to organizują. Bo czemu nie? Przecież są pieniądze...
Moja znajoma karmi swoją rodzinę wyłącznie makaronami, a w święta idą do eleganckiej restauracji, by cieszyć się obsługą i kuchnią. Kiedy zapytałam ją, dlaczego nie może żyć inaczej, codziennie spożywać świeże owoce i warzywa, rybę i mięso zamiast raz w miesiącu jeść carpaccio z łososia, zdziwiła się i powiedziała, że to tylko zwykły dzień. Natomiast święto to już zupełnie co innego.
Zauważyłam takie rozwarstwienie w naszym społeczeństwie. Są ludzie, których nie bardzo ciągnie do świętowania na całego. Albo szkoda im pieniędzy na chwilową przyjemność, albo żyją w harmonii, bez poczucia deficytu (emocji, jedzenia, bez pragnienia popisywania się).
Są też tacy, którym nie przeszkadza wydanie sporej sumy pieniędzy na zorganizowanie przyjęcia dla siebie. Zaskakiwanie innych swoją oryginalnością i możliwościami.
Dla mądrych, i prawdziwie szczęśliwych, codziennie jest jakieś święto. I w tym dniu nie chodzi o wspaniałe jedzenie, głośną muzykę i swobodę od nienawistnej pracy. Polega ona na tym, że każda godzina jest radością. Jest w sercu, w duszy, w umyśle. I wtedy nie potrzeba zmiany otoczenia wokół siebie.
Tak to ujął Dalajlama:
„Nie obchodzę urodzin. Uważam, że to strata czasu. Dla mnie ten dzień nie różni się od każdego innego. W pewnym sensie każdy dzień to urodziny. Budzisz się rano, wszystko jest świeże i nowe, a najważniejsze jest to, by ten nowy dzień przyniósł ci coś ważnego”.
Główne zdjęcie: tayni-mirozdaniya